Bo wlaściwie to dzisiejsza noc, ale my świętowaliśmy od północy, a może nawet troche wcześniej, bo christian i diego wczoraj obchodzili urodziny. Było przesympatyczne, sangria było dobra (i było dużo) i była borowiczka i czego więcej do szczęścia potrzeba? Może gromady przebranych ludzi:) Bo okazuje się, że jak bal to bal:) Co prawda nie dotarliśmy na impreze docelową (francuzi dotarli i powiedzieli, że nie było warto:P) i skończyliśmy (jak co wtorek) w Casey:) Było przemiło, dziko i fajnie. I jak się na dyskotekę chodzi w miniówce to faktycznie nie trudno partnera do tańca znaleźć... :)
Przegląd kostiumów:
(bo nie widać, ale miałam naprawde dużo tatuaży :)) na zdjeciu z Juanem i Alvaro :)
Dennis, który wysysa z ludzi życie:P
Mateusz, Pepe, Jakaś laseczka, Kurro i Ralu :)
tych laseczek właściwie nie znam, a napewno nie rozróżniam, ale przebranie mialy boskie:)
Były jeszcze czarownice, diabły, dziki Meksykanin, śmierć, koledzy śmierci, członkowie zespołu Kiss... :) kreatywność bez granic... :)
10.31.2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
I w tym momencie czlowiek sie zastanawia co ja robie w Katowicach?? kiedy tam SIE DZIEJE :P
Prześlij komentarz